Kiedy ekumenizm był nie do pomyślenia (cz.2)

W poprzednim tygodniu przywołując zapisy pamiętnikarskie dotyczące protestantów i ich stosunku do katolików i Rzeczypospolitej, skorzystałam z pamiętnika Jana Chryzostoma Paska. Jednak nie tylko u niego znaleźć możemy fragmenty o podobnej tematyce. Dzisiaj powołam się na kilka kolejnych.

Zacznę od pamiętnika Mikołaja Jemiołowskiego, który obejmuje lata 1648 – 1679, a wydany został we Lwowie w 1850 roku (dostępny on-line pod adresem: http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/docmetadata?id=70323&from=publication). Pamiętnikarz pod rokiem 1678 (s.279-280) następującymi słowami opisuje profanację do jakiej doszło podczas katolickiej procesji: Gorzej i bezbożniej stawili się tego roku Gdańszczanie[…] osobliwie ci, którzy wierze katolickiej wielkiemi byli nieprzyjacielami: lutrowie i kalwini, którzy zbuntowawszy się, a długim zabawieniem się we Gdańsku i wejrzeniem w krzywdy katolickie Jana króla uraziwszy się, po odjeździe jego zaraz na wiosnę w dzień albo w tydzień krzyżowy, gdy katolicy zwyczajnym trybem z procesją solenną [uroczystą], prosząc Pana Boga o pokój i insze należyte do potrzeb ludzkich rzeczy pokornie z duchowieństwem do Oliwy klasztoru odprawują, owi czy z owych ogrodów, bo to w maju było, powracając do Gdańska do domu w wielkim tumulcie na procesję i na xięża [księży] napadają, biją, zabijają, krzyże i chorągwie depcą i łamią, obrazy palą, tamże i wielkie insze exorbitancje [wykroczenia] na drodze dobrowolnej, karetami i lektykami swemi i końmi wszystkim w procesji idącym uczyniwszy, i prawie rozgromiwszy, tem się niekontentowali [nie zadowolili], ale ku Gdańskowi zbliżywszy, klasztor karmelitański gwałtownie napadli, kościół niemal do gruntu zrujnowali, Najświętszy Sakrament wyrzucili i po nim deptali, obrazy i ołtarze z gruntu popsowali i trzech xieży zakonników, to im ganiących zabili na śmierć. Owo zgoła co mogli niecnót [zniewag], tak tym ludziom, co w procesji byli, jako i tym co w klasztorze, wyrządzali. Na ostatek kościół karmelitański z gruntu spustoszyli, sami potem to uczyniwszy wieczorem do domów wrócili się. A stali się motorami pewnymi, którzy rzemieślniczków, flisów i inszych gawiedzi do siebie przychęciwszy, onym ten exces czynić i zastępywać obiecywali.

Skoro jesteśmy już przy profanacjach i innych bluźnierstwach wyrządzanych przez spadkobierców Marcina Lutra, od razu przytoczmy tekst pamiętnika o. Augustyna Kordeckiego (Pamiętnik oblężenia Częstochowy 1655 r., Krzeszowice 2006). Na 37 stronie znajdziemy drobną wzmiankę tego jak zachowywali się Szwedzi, którzy jak dobrze wiemy byli protestantami: [Wróg] straszne bluźnierstwa miotał przeciw świętemu miejscu, spotwarzał w okropny sposób Bogarodzicę, rzucał bezecne szyderstwa na zakonników. Na tym jednak nie koniec. Autor pamiętnika wspomina, że klasztor szczególnie zapalczywie atakowany był w święta Matki Bożej (s. 46). Na tej samej stronie opisuje też historię szwedzkiego żołnierza, który szczególnie zapamiętał się we wrogości do Maryi: W tę samą uroczystość Niepokalanego Poczęcia N. Maryi Panny żołnierz szwedzki, zacięty nieprzyjaciel Bogarodzicy, wracając do obozu z Rędzin, wioski pana Tomasza Przerembskiego, w którego domu bluźnił był bezecnymi ustami przeciw czci Najświętszej Panny, poległ przed kościołem św. Barbary od kuli działowej, innym kierunkiem niż sobie puszkarz zamierzał lecącej i od śniegu odskakującej. Tak tedy poniósł słuszną karę z ręki Boga, jako niegodny oglądać słońca, który Najświętszej Rodzicielce wiekuistej jasności i chwały uwłaczał. Przyznają chyba Państwo, że zachowania te znacznie odbiegają od zwykłych wojennych ekscesów żołnierskich – sytuacja musiała być podparta ideologią, skoro Szwedzi skupiali się szczególnie na Matce Bożej, której jak wiadomo protestanci są, delikatnie mówiąc, niechętni.

Na koniec chciałam wrócić do tego, co częściowo poruszałam już w moim poprzednim wpisie, a mianowicie stosunku do Rzeczypospolitej i jej wrogów. A więc, Mikołaj Jemiołowski przy okazji opisu najazdu Szwedów, na stronie 76, wspomina: […] sami tylko adherentowie [sojusznicy] szwedzcy wierni ewangelicy i żydzi zostali, którzy albo im rabunków tych i zbrodni dopomagali, albo też sami autorami byli. To z jak wielką radością protestanci wspierali swoich braci w wierze najlepiej chyba jednak oddaje zdanie z dzieła Stanisława Kobierzyckiego Obsidio Clari Montis – Oblężenie Jasnej Góry (Kraków 2007): Heretycy na Śląsku, sprzyjali Szwedom w otwarty sposób i z duszą skaczącą z radości (s. 172-173).

Na tym kończę swój wkład w dyskusję wokół obchodów rocznicy buntu Lutra, która wg mnie nie powinna być świętowana przez katolików. Pozostaje tylko mieć gorzką satysfakcję, że nie zawsze byliśmy tak zaślepieni fałszywym ekumenizmem.

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!
Proszę czekać...
Karina
Studentka historii i pasjonatka polskiego XVII wieku.

2 thoughts on “Kiedy ekumenizm był nie do pomyślenia (cz.2)

  1. Historia kołem się toczy
    Pozdrawiam z NJ USA przesyła Polak, Katolik Patriota
    Z Panem Bogiem

    Proszę czekać...
    1. Ja również pozdrawiam

      Proszę czekać...

Dodaj komentarz