Kiedy ostatnio pisałam o pomijaniu cudów w nauce szkolnej i akademickiej oraz w tzw. popularyzatorstwie, nie sądziłam, że za kilka dni zaobserwuję, że nawet w Kościele istnieje kategoria cudów o których się nie wspomina. Jak to? Przecież ci, którzy wierzą w Boga, wierzą też w cuda i nie wybierają tylko co niektórych, prawda? A z kolei niewierzący w ogóle ich nie uznają. Niestety nie jest tak do końca. Bywa, że Kościół sam dystansuje się od niektórych cudów. Tak naprawdę to zjawisko dość przerażające. Zupełnie jakby jakaś zbiorowa amnezja dotknęła dużą jego część (dużą, bo oczywiście, na całe szczęście, jest spora grupa duchownych, ale także i świeckich, którzy nie poddają się lewicowemu dyktatowi).
Ale jak to, Kościół nie uznaje cudów? Przecież ciągle słychać o uzdrowieniach, pomocy Boga w krytycznych sytuacjach i innych niewytłumaczalnych zdarzeniach. Owszem, o ile usłyszeć o cudach uzdrowienia w naszej modernistycznej rzeczywistości nie jest zbyt trudno – to usłyszenie o cudach podczas wydarzeń militarnych, wydaje się wręcz niemożliwe. No bo jakże to tak, ten miłosierny Bóg, który nikogo nie karci, a wszystkich tylko głaszcze po głowie i wybacza grzechy, za które ludzie nawet nie wykazują skruchy, miałby pomagać w zabijaniu? To niemożliwe. Owszem, w posoborowej wizji – to niemożliwe. Możliwe staje się to dopiero wtedy, gdy powrócimy do idei Kościoła walczącego.
Żeby nie być jednak gołosłownymi, przejdźmy do konkretnego przykładu. Pomijanie cudów niepoprawnych politycznie można było zaobserwować w miejscu i czasie, w którym nikt by się tego nie spodziewał – 26 sierpnia podczas, skądinąd bardzo pięknego, widowiska religijnego Jasna Góra – Polska Kana. Wydarzenie to zorganizowane było w ramach obchodów 300 lecia koronacji częstochowskiego obrazu. Pokazano w nim całą historię sanktuarium. Nie pominięto też obrony Jasnej Góry w 1655 roku przed wojskami szwedzkimi. Ku mojemu zaskoczeniu powołano się nawet na pamiętnik o. Kordeckiego. Smutne jest jednak to, że wybrano tylko sam opis szturmu – nie przytoczono natomiast tego, co najważniejsze. Co wg mnie jest najważniejsze? Cuda, które miały wtedy miejsce. Szerszy opis samego pamiętnika i inne przykłady cudów podam za tydzień, teraz powołajmy się tylko na jeden – najbardziej niepoprawny politycznie.
O. Augustyn Kordecki w końcowym opisie oblężenia, przytacza list zawierający świadectwa Szwedów, którzy niedawno zrezygnowali z oblężenia: Wracam znów do listu, w którym dalej stało: „Twierdzili to i Szwedzi, że niektórzy z nich widzieli kobietę na murach działa celującą i obrońcom na wałach stojącym potrzebnego oręża własną ręką dostarczającą, a kamieniarzom, robiącym podkopy i łamiącym skałę, ukazał się sędziwy starzec, który ich napominał, aby próżną porzucili pracę, której nawet w siedmiu latach nie dokonają. Tymi więc widzeniami przestraszeni, od dalszego oblężenia odstąpili.” To słyszał także od Szwedów pan Aleksy Strzałkowski i pod sumieniem przed Ojcami zeznał.
Widzimy tutaj, że Maryja nie tylko orędowała za nami u swojego Syna, ale walczyła niemal dosłownie – rychtując działa i podając oblężonym broń. Z powyższego opisu wynika też, że wrogom pokazywał się święty Paweł Pustelnik – patron zakonu Paulinów. Nie wydaje się Państwu, że widowisko przedstawiające Matkę Bożą chociażby chodzącą po murach, bardziej tłumaczyłoby na czym polegała cudowność obrony Jasnej Góry?
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!
O licznych, zdarzajacych sie od dawna cudownych uzdrowieniach w Paryzu: https://www.salon24.pl/u/edalward/937433,uzdrowienia-w-paryskim-kosciele