W moim przedostatnim wpisie o lekceważeniu źródeł historycznych, tylko ogólnie zarysowałam problem. Dzisiaj narzucił mi się jeszcze jeden aspekt takiego lekceważenia.
Chodzi mi mianowicie o lekceważenie wydarzeń nadprzyrodzonych. Nie dopuszcza się do nauki w szkole, na uczelni lub gdziekolwiek w szeroko rozumianym popularyzatorstwie historii – cudów, znaków opatrznościowych, boskich interwencji w dziejach całego narodu, czy konkretnego człowieka. Często ośmiesza się je mówiąc, że to jakieś zabobony, wymysły czy wytwory fanatyzmu religijnego, albo w ogóle się o nich nie mówi. Sięgając po choćby pierwszy z brzegu przykład – obrona Jasnej Góry, chociaż tutaj mamy do czynienia z sytuacją łatwiejszą o tyle, że sienkiewiczowski opis tego wydarzenia zmusza niejako choćby nauczycieli języka polskiego, żeby odnieśli się do tych wydarzeń. No ale właśnie, co wtedy taki nauczyciel powie uczniom? Bardzo wątpię, że przyniesie pamiętnik z tejże obrony, napisany przez jej dowódcę – o. Augustyna Kordeckiego i wskaże, że cuda opisane przez Sienkiewicza miały miejsce naprawdę i są potwierdzone zeznaniami szwedzkich żołnierzy (dodajmy, że pod przysięgą). Myślę, że nasz przykładowy nauczyciel, jeśli nie pominie zupełnie tego zagadnienia, to odniesie się do rzekomo naukowej literatury i powoła na znane osobistości ze świata nauki, które to wytłumaczą młodzieży, że to wymysły, przesadna i wręcz chorobliwa pobożność szlachciców i że w ogóle nie ma o czym mówić bo to propaganda cwanego przeora, który chciał zwrócić na klasztor większą uwagę. Nie wiem co jeszcze można by tutaj wymyślić.
Wróćmy jednak do głównego nurtu rozważań. Dlaczego w szkolnictwie o przeżyciach religijnych i cudownych wydarzeniach, jeśli w ogóle się mówi, to z pobłażaniem i litościwym uśmieszkiem? Czy może koś obawia się, że Polacy nagle mogliby odkryć na nowo swój sens dziejowy i powstać z kolan? Nie wiem. Niewątpliwie oprócz ludzi po prostu niewierzących i nie przywiązujących wagi do religii istnieją także ci, którzy wykazują się złą wolą i celowo zakłamują rzeczywistość. Są też i tacy, którzy w imię poprawności politycznej, mimo że wiedzą o takich zdarzeniach, po prostu dla dobra swojej kariery (żeby nie być wziętym za oszołoma), o nich nie mówią. Dochodzi do tego jeszcze jeden problem. Kadra naukowa kształcąca np. przyszłych nauczycieli, dziennikarzy czy naukowców wywodzi się z czasów PRL, a to pociąga za sobą określone myślenie i postawy. Ludzie Ci, kształcą i kształtują kolejne pokolenia w zasadach i przekonaniach, które sami wyznają. Nowo wyedukowani uczą zaś tego samego kolejnych, oni powtarzają to innym itd. Oczywiście nie wszyscy prezentują tego rodzaju postawy, istnieje wielu ludzi oddanych sprawie, którzy odważnie walczą o prawdę. Niemniej wszystkie wyżej przeze mnie opisane problemy powodują, że ludzie niezadowalający się ogólnikowymi stwierdzeniami, muszą przebyć długą drogę, aby kawałek po kawałku odsłaniać ukryte fragmenty naszych dziejów.
Tyle na dzisiaj. Powołałam się na pamiętnik przedstawiający obronę Jasnej Góry, ponieważ chciałabym w kolejnym (i może jeszcze w następnym) wpisie odnieść się właśnie do tego źródła. Przedstawię chociaż kilka takich cudownych wydarzeń, bo naprawdę warto się z nimi zapoznać.
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!
Proszę o jakieś namiary na ten pamiętnik z obrony Jasnej Góry.
Witam,
ja korzystam z książki wydanej przed Dom Wydawniczy „Ostoja” – Ks. Augustyn Kordecki, „Pamiętnik Oblężenia Częstochowy 1655r.”, Krzeszowice 2006.
W internecie pod adresem: http://dlibra.ujk.edu.pl/dlibra/doccontent?id=368 dostępna jest dużo starsza wersja tego pamiętnika, wydana w 1859 roku.