Cuda jasnogórskie – ciąg dalszy

Dzisiaj zapowiadane dokończenie tematu jasnogórskich cudów, które miały miejsce w czasie oblężenia Jasnej Góry w 1655 roku. Wszystkie fragmenty, które zacytuję pochodzą z „Pamiętnika Oblężenia Częstochowy 1655r.” autorstwa o. Augustyna Kordeckiego. Korzystam z książki wydanej przez Dom Wydawniczy „Ostoja” w Krzeszowicach 2006 roku.

W poprzednim wpisie przytoczyłam opis tego, jak Szwedzi widzieli Matkę Bożą pomagającą obrońcom. Dzisiaj chciałabym powołać się na inne nadprzyrodzone wydarzenia, które miały wtedy miejsce. Zacznijmy od dość ogólnego opisu tego, jakie trudności napotykali Szwedzi podczas prowadzenia ostrzału: „Często (mówili Szwedzi), gdyśmy się zabierali do szturmowania klasztoru burzącymi działami, pokazywała się mgła, którą otoczona góra, zwodniczym cieniem wzrok patrzących łudziła – zdawało się, że góra z klasztorem wysoko w powietrze poszła, dokąd gdy strzały z dział kierowano, pociski do obranego w powietrzu celu rzucone, przenosiły klasztor [tzn. przelatywały ponad klasztor], nie szkodząc mu bynajmniej. Niekiedy zaś wśród tej ciemnej i podobnież wzrok łudzącej mgły widzieliśmy klasztor, na niskim pagórku stojący; gdy tedy nasi puszkarze [artylerzyści], ciemnością złudzeni, tak przedstawiający się klasztor na cel brali, kule przed murami twierdzy padały, a odbijające się od zmarzłej wtenczas ziemi, z wielkim zapędem na powrót leciały.” (s. 77)

Kolejny fragment przedstawia opowieści oblegających żołnierzy, którzy opowiadali, że: „[…] sami widzieli kobietę w niebieską szatę odzianą, przeciw której gdy dwóch braci Ślązaków, rodem z Gierlachowej, nazwiskiem Dudziczowie, strzelby swe celowali, jednemu z nich tak do twarzy kolba przylgnęła, iż jej żadną miara oderwać nie było można i chirurg ją wyrżnąć musiał, drugi zaś stwardniał na ciele jak kamień; wojsko szwedzkie zabrało ich ze sobą. Zeznanie to stwierdzili przysięgą, a rzeczony szlachcic [Mikołaj Bielawski] skreślił je i przesłał jasnogórskim.” (s. 76)

Jak widzimy o. Kordecki w swoim pamiętniku zaznacza, że opowieści Szwedów były potwierdzone ich przysięgą. To bardzo ważne, ponieważ wskazuje na to, że już wtedy zakonnik zdawał sobie sprawę z tego, że nie wszyscy będą chcieli uwierzyć w te wydarzenia. I rzeczywiście tak się stało. Współcześnie niewielu tzw. światłych ludzi bierze pod uwagę te wydarzenia. I zupełnie nie docierają do takich osób argumenty, że zeznania te były potwierdzone przysięgą. Bo cóż dla współczesnego, nowoczesnego człowieka znaczy przysięga?

Spotkałam się jeszcze z takim, w sumie dość śmiesznym stwierdzeniem, że Szwedzi wymyślili sobie historyjkę z tymi wszystkimi zdarzeniami, żeby wytłumaczyć swój odwrót. Mieliby przez to rzekomo pokazać, że odstąpili od oblężenia nie dlatego, że pokonała ich garstka obrońców, ale dlatego, że widzieli groźną zjawę. No tak, to rzeczywiście jest naprawdę kapitalny argument. Żołnierze, którzy tłumaczą swój odwrót zobaczeniem strasznej kobiety. Naprawdę? I to niby miałoby być lepszym wytłumaczeniem odstąpienia od oblężenia? Nie zobaczenie jakiegoś, bo ja wiem, smoka ziejącego ogniem – tylko kobiety chodzącej po murach? Taki argument jest dziwny tym bardziej, że dla pozostałych, nie biorących udziału w walce szwedzkich żołnierzy, tłumaczenie się strachem przed kobietą, było wręcz śmieszne dla wojowników, którzy uważali się przecież za prawdziwych i nieustraszonych mężczyzn.

Nie będę dalej roztrząsać tego niezbyt poważnego argumentu. Przejdźmy do jeszcze jednej ciekawej sprawy związanej z tym, że Maryja naprawdę chroniła klasztor, a tym samym i cały kraj. Otóż, już po skończonym oblężeniu, jego dowódca – generał Miller, przebywał w klasztorze w Piotrkowie. Miało tam miejsce pewne szczególne wydarzenie. Kiedy jego tłumacz poprosił siostry zakonne tam przebywające o wizerunek Matki Bożej Częstochowskiej, generał powiedział: „Wcale nie jest podobny do owej dziewicy, która mi się ukazała, bo niepodobną rzeczą jest widzieć równą na ziemi. Coś niebieskiego i Boskiego, czemem się nadzwyczaj przestraszył, jaśniało na jej wspaniałym obliczu.” (s.74-75) Sami Szwedzi twierdzili też, że Miller dlatego zaniechał oblężenia, ponieważ ukazała mu się owa niewiasta, która groziła śmiercią w razie nieodstąpienia od niego.

Tyle jeśli chodzi o cuda jasnogórskie. Więcej ich znaleźć możecie Państwo w pamiętniku, do którego zajrzenia gorąco zachęcam. Jako, że napisany był przez naocznego świadka i dowódcę obrony, stanowi pierwszorzędne źródło informacji. Zawiera bardzo dokładny opis działań tak dyplomatycznych, jak i militarnych, a niejako przy okazji jest świadectwem wielkiej skromności jego autora. O. Augustyn bowiem, zupełnie pomija w nim swoją rolę opowiadając o wydarzeniach z boku, zupełnie jakby był nic nieznaczącym obserwatorem.

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!
Proszę czekać...
Karina
Studentka historii i pasjonatka polskiego XVII wieku.

Dodaj komentarz