Ludzie niekierujący się Bożymi przykazaniami, bardzo prędko wymyślą własne. Tak właśnie jest z utylitaryzmem – kolejną z bredni ociemniałych oświeconych, podług której doczesna użyteczność wyznacza słuszność podejmowanych decyzji. Innymi słowy, są takie sytuacje, kiedy wolno czynić źle, a nawet należy.
Jako klasyczny przykład podejścia utylitarnego, podaje się następującą historyjkę: twoje dziecko zaczyna głośno płakać. Jego płacz zwróci uwagę żołnierzy, którzy zabiją ciebie, twoje dziecko i innych ukrytych w piwnicy. Aby temu zapobiec musisz je cicho udusić. W ujęciu doczesnym brzmi to logicznie – albo poświęci się dziecko, albo wszyscy, włącznie z dzieckiem, zginą. Z perspektywy wieczności – to najprawdziwsze okropieństwo. Tego rodzaju myślenie może reprezentować wyłącznie ktoś, kto przedkłada życie doczesne nad życiem wiecznym, i odrzuca Boże nakazy.
Gdyby życie na ziemi było najważniejszą wartością, wszelkie bohaterstwo żołnierzy, poświęcenie i męczeństwo świętych, zrównane byłoby ze zbędnym szaleństwem i głupotą.
Nawet jeżeli kłamstwo może uratować życie nam oraz innym, nie powinniśmy kłamać. Gdyby islamscy terroryści postawili nas w sytuacji że jeśli nie zabluźnimy, będą po kolei mordować chrześcijańskie dzieci, nie powinniśmy bluźnić. Jeśli postawią z jednej strony dziecko, i z przeciwnej drugie, i każą nam wybierać które mają ocalić, a jeśli tego nie zrobimy, oboje z dzieci zginą, nie powinniśmy nic mówić, inaczej bowiem stajemy się identycznymi terrorystami.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze wartościowanie życia. Czyli podejmowanie wyboru kiedy w zasadzie takiego wyboru nie ma – dwóch ludzi jest w niebezpieczeństwie, lecz możesz uratować tylko jednego. W tym pseudodylemacie można umieścić jakiekolwiek wersje chcemy: kobieta i mężczyzna, dorosły i dziecko, dziecko nasze które jest ochrzczone i dziecko obce nieochrzczone, dobry bliski nam człowiek i sąsiad złodziej który zawsze był wobec nas niemiły… No tak, ktoś mógłby powiedzieć że lepiej uratować tego który nie wsławił się zbytnio szlachetnością, będzie miał czas by się nawrócić, aczkolwiek bądźmy szczerzy – nie jesteśmy w stanie tego ocenić, dlatego nie próbujmy tego robić. Nie ma życia ludzkiego które byłoby mniej wartościowe od innego. Poza tym, w sytuacjach ekstremalnych nie ma czasu na tego typu dywagacje, i ratuje się pierwszą lepszą osobę – tę która jest bliżej, i ma większe szanse na przetrwanie. Tak samo tutaj – masz do wyboru uratować tłum ludzi, albo jednego człowieka. Każdy wybór jest tak samo dobry.
Gustaw Herling-Grudziński opowiadając swoje przeżycia związane z byciem więźniem w rosyjskim Gułagu (wspomnienia pt. Inny świat), podkreśla iż obojętnie od sytuacji, zawsze należy kierować się moralnością. Z kolei według Tadeusza Borowskiego, który przetrwał pobyt w niemieckim obozie koncentracyjnym w Auschwitz, istnieją pewne ekstremalne zdarzenia, zmuszające do stania się niemoralnym1. W swojej książce (Proszę państwa do gazu) opisał parę kontrowersyjnych decyzji głównego bohatera, niejako próbując usprawiedliwić nieetyczne czyny więźnia obozu, jakiemu dał takie samo imię – Tadeusz, zaprzeczał jednak gdy pytano go czy pisał o sobie. Tak traumatyczne przeżycia z pewnością odcisnęły na obu pisarzach piętno, lecz nic tak nie wykańcza człowieka jak niepozwalający spokojnie spać ból sumienia. O ile pierwszy z nich przetrwał godnie, drugi popełnił samobójstwo w wieku 29 lat.
———————————————
1etyka sytuacyjna to żadna etyka
***
serdecznie polecam tę świetną analizę herezji jaką jest kapitalizm/liberalizm gospodarczy (czy jak kto woli, korwinizm).
https://janusz.neon24.pl/post/131015,swieta-ekonomia-wedlug-scholastykow-z-salamanki
Dzięki za wpis. Z drugiej strony słyszałem w jednym z wystąpień Grzegorza Brauna o etyce katolickiej, która ustanawia pewną hierarchię, komu się najpierw powinno pomóc.
To bardzo ciekawe. Gdyby pan kiedyś natknął się na to, proszę podrzucić, chętnie posłucham.
Specjalnie poszukałem i udało mi się znaleźć. Oto link: https://youtu.be/K9ddWngAOYI?t=185
Serdeczne Bóg zapłać!