MultiKulti w praktyce, czyli dlaczego Polacy nie mogą odpuścić w sprawie imigrantów cz. 2

W pierwszej części (klik) omówiliśmy kwestię syntezy cywilizacji i równości wszystkich ludzi, które leżą u podstaw tworzenia wielokulturowego społeczeństwa. Poruszyliśmy też kwestię mechanizmów prawnych stosowanych w Wielkiej Brytanii (i nie tylko), które mają zabiezpieczać twórców multikulti przed sprzeciwem mas. Teraz przyjrzymy się praktycznemu zastosowaniu multikulti z perspektywy brytyjskiej służby zdrowia.

Państwowa (jeszcze!) służba zdrowia charakteryzuje się tym, że jako instytucja zarządzana przez rząd ma wysokie standardy tolerancji i akceptacji. To właśnie instytucje państwowe w pierwszej kolejności są poddawane propagandzie multikulti i zobowiązane „z urzędu” do promowania odmienności i różnorodności oraz wprowadzania mechanizmów gwarantujących taką promocję.

 

Zgodnie z brytyjskim prawem, pacjenci – imigranci mają równy dostęp do służby zdrowia. 

Nie jest tajemnicą, że wielu imigrantów na Wyspach ma problemy z komunikowaniem się w języku angielskim. Nie dotyczy to tylko Polaków. Są „szczególne” grupy pacjentów z innych kultur (tzn. kultur nieeuropejskich), które celowo odmawiają używania języka angielskiego. Reakcje wśród pielęgniarek (to właśnie ta grupa zadowowa ma największy i najczęstszy kontakt z pacjentami) są niemalże jednakowe, niezależnie od tego, w którym oddziale narodowej służby zdrowia (ang. NHS Trust) się pracuje. „Najpopularniejszą” jest ignorowanie pacjenta. Polega to na celowym unikaniu kontaktu z pacjentem, ograniczeniu się do „wyłożenia” tabletek na stolik, a w przypadku jeśli pacjent wymaga pomocy przy podstawowych czynnościach fizjologicznych – „pracę” taką deleguje się niższemu personelowi, pielęgniarce – imigrantce lub odwleka się ją w czasie na tyle długo, aby później móc robić przytyki pacjentowi, który leży zabrudzony. Być może w Polsce takie zachowanie jest normą (polska służba zdrowia podobno nie cieszy się najlepszymi opiniami). Jednak jeśli chodzi o Wielką Brytanię, to jako kraj aspirujący do tytułu najbardziej multikulturowego państwa w Europie, takie zachowanie jest wysoce niestosowne.

Mimo, że  traktowane jest jako dyskryminacja i z tego powodu można stracić prawo do wykonywania zawodu, jest to dyskryminacja praktycznie niemożliwa do udowodnienia.

Zresztą, nie nazywa się tego dyskryminacją, a co najwyżej „zaniedbaniem, które jest wynikiem niewystarczającej liczby personelu, barier komunikacyjnych lub priorytetyzacji pacjentów”.

Poza ograniczaniem kontaktu fizycznego zachodzi również inne zjawisko. Otóż, pacjentom – imigrantom i ich rodzinom nie przekazuje się podstawowych informacji na temat leczenia, dostępnych zabiegów czy zaleceń. Oczywiście znowu wynika to z niedostatecznej liczby tłumaczy. (W ogóle rola „tłumacza” jest również ciekawym „zjawiskiem”, dlatego że jeśli się „zjawiają” by asystować pacjentowi w komunikacji z personelem pielęgniarskim i medycznym. to na tak krótką chwilę, że niejednokrotnie lekarz nie zdąży się z nimi spotkać.) I tak w praktyce wygląda „równy dostęp do informacji”.

Jeszcze kilka lat temu nie do pomyślenia były  negatywne komentarze na temat pacjentów – imigrantów i zdarzały się one tylko w wąskim gronie zaufanych osób, gdyż każdy bał się oskarżeń o dysryminację i rasizm.  Od czasu do czasu rzucano ukradkowe spojrzenia pełne pogardy. Dziś – komentarze są „popełniane” w taki sposób, żeby adresaci je usłyszeli (inną kwestią jest to czy zrozumieją i będą w stanie złożyć skargę), a pogardliwe spojrzenia są coraz częstsze. Do tego dochodzi totalna ignorancja na potrzeby pacjentów podyktowane ich praktykami religijnymi czy plemiennymi.

Co ciekawe – im więcej programów szkoleniowych i broszur wydawanych na temat różnorodności kulturowej, tym większa ignorancja i pogarda.

Mimo, że prawo i kodeks zawodowy zakazują takich zachowań pod rygorem odebrania prawa wykonywania zawodu, a w skrajnych przypadkach odpowiedzialności karnej, są to tylko puste frazesy. Przypadków udowodnienia dyskryminacji pacjentów jest niewiele, gdyż jednocześnie istnieją mechanizmy pozwalające zabezpieczać interes państwowej służby zdrowia. Jeśli już coś „wypływa”, to są to przede wszystkim przypadki, w których pacjent poniósł śmierć w wyniku zaniedbań (które nie miały nic wspólnego z dyskryminacją) lub przypadki dyskryminacji ze strony pracownika – imigranta w kierunku tubylców.

Swoją drogą, kilka miesięcy temu zawrzało na temat jednej z Polek pracujących w domu starców w Aberdeen, która została oskarżona o dyskryminację szkockich rezydentów i przemoc psychiczną. Sprawa jeszcze nie została wyjaśniona, ale zapewne wątek ten po znalezieniu swojego finału zostanie wykorzystany jako narzędzie propagandy Brexitowej.

W przypadku współpracy pomiędzy członkami zespołów lekarskich i pielęgiarskich też zaczyna robić się coraz ciekawiej.  Podziały (które zawsze istniały) są coraz bardziej widoczne. O ile tubylcy niewiele zmienili swoje podejście w stosunku do współpracowników – imigrantów (ciągłe obgadywanie, sianie plotek, fałszywe oskarżenia i robienie z imigrantów kozłów ofiarnych w przypadku niepowodzeń i zaniedbań, dodatkowe kontrole niewymagane żadnym prawem i protokołem, nakładanie dodatkowych obowiązków), o tyle imigranci coraz głośniej i odważniej wyrażają swoje niezadowolenie.  W trakcie przerw tubylcy i imigranci coraz częściej siadają w oddzielnych częściach pokoju. Tam, gdzie na przerwie przebywają sami imigranci coraz łatwiej o komentarze wyraźnie dzielące na: „nas – imigrantów” i „ich – wyspiarzy”. Są one coraz dobitniejsze, szczególnie w obliczu ostatnich wydarzeń, tj. pożar wieżowca w Londynie, w którym mieszkali imigranci, barbarzyński atak na muzłumanów wracających z wieczornej modlitwy, doniesienia o udaremnionych lub zakończonych sukcesem atakach na terenie Zjednoczonego Królestwa czy Europy. Niby nic, a jednak do tej pory każdy imigrant wolał raczej siedzieć cicho, niż narazić się na jeszcze większą dyskryminację ze strony miejscowych.

Oczywiście ten podział nie jest niczym nowym. Nowością jest jedynie rosnące napięcie między członkami zespołów, które wynika z różnic kulturowych, różnych systemów wartości i różnych światopoglądów. To trochę tak, jakby wszystkim powoli zaczęły puszczać nerwy, bo zaczynają sobie zdawać sprawę, że piękne słowa o równości, braterstwie i ubogaceniu kulturowym trudno wdrożyć w życie codziennie. Jak zawsze, najbardziej oberwie się pacjentom i imigrantom.

 

Na koniec…

Temat praktycznych zastosowań multikulti można opisywać z wielu perspektyw. Jest to temat bardzo złożony i wielowarstwowy. To, co przeczytaliście, to tylko wierzchołek góry lodowej i tylko z perspektywy służby zdrowia. Jednak niezależnie od tego, gdzie będziemy szukać – zawsze dojdziemy do tego samego wniosku. Coś tutaj nie działa! Coś jest nie tak! A im dalej w las, tym więcej drzew i przeszkód na połączenie tego, co nie jest syntezowalne. Zatem, zanim Polakom mieszkającym w Polsce zachce się eksperymentowania z multikulti, trzeba się dokładnie przyjrzeć konsekwencjom igrania z ogniem. Można obserować współczesną Europę i można cofnąć się do I i II Rzeczypospolitej, gdzie odmienne interesy różnych grup kulturowych żyjących w wolności i pokoju za ziemiach polskich doprowadziły do upadku i rozkładu narodu polskiego.

Jest tylko jeden powód, dla którego Polacy nie mogą odpuścić w sprawie imigrantów i jest nim to, że: multikulti w praktyce się nie sprawdza. Ludzie pochodzący z różnych kultur, mający różne wartości i kodeks moralny, zawsze będą się ścierać. Do tarć będzie dochodzić tak długo, dopóki jedna z kultur nie zdominuje i nie zniszczy drugiej. Zaklinanie rzeczywistości przez urzędników i polityków nie zmieni praw, którymi natura kieruje się od milionów lat.

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!
Proszę czekać...
Okiem Emigranta
Blog prowadzony przez osobę urodzoną jeszcze w czasach PRL-u, która (jak na dziecko przystało) całkiem nieświadomie doświadczyła patologii transformacji, a następnie skorzystała z otwartych granic by zjeść zęby na emigracji. Dzięki temu, że emigracja nie była zarobkową, udało się zachować trzeźwość umysłu, która pozwoliła na obiektywną ocenę Polonii, jej dokonań i podejścia do życia. Blog pisany z perspektywy wieloletniego emigranta. Zawiera komentarze niepoprawne politycznie, pełne arogancji i cynizmu. Tylko dla ludzi o mocnych nerwach, którzy nie boją się spojrzeć prawdzie w oczy, przedstawianej za pomocą szkła powiększającego.

Dodaj komentarz