Czym jest państwo? Takie pytanie rzadko kiedy sobie stawiamy i mało kto się nad tym zastanawia. A szkoda. Definicje encyklopedyczne niewiele tu pomagają, gdyż zwykle koncentrują się na wymienianiu czym państwo powinno być. Że ma pomagać, że ma wspierać, że ma się opiekować, itd. Litania pobożnych oczekiwań. Ale czy państwo musi pomagać? Oczywiście nie. Znamy z historii i współczesności wiele państw, które praktycznie w ogóle nie prowadzą działalności charytatywnej i państwami być nie przestają. W takim razie te cechy państwa są tylko opcjonalne i nie przesądzają o jego istocie. Inne definicje powiedzą, że państwa stanowią i egzekwują prawa. Są jednak przecież państwa, które praw nie stanowią. Np. współczesna Polska, lub miniony PRL, swoje prawa w ogromnym procencie jedynie przyjmuje od zagranicznych ośrodków władzy i wdraża u siebie, a nie ustanawia ich samodzielnie. A więc może istnieć państwo nie potrafiące lub nie mogące ustanawiać praw. Na właściwy trop naprowadza nas egzekucja praw. Jeśli państwo nie mogłoby praw obowiązujących na swoim terytorium, nie ważne czy narzuconych czy ustanowionych autonomicznie, egzekwować, wówczas byłoby co najwyżej namiastką państwa. Państwo jest więc przede wszystkim ośrodkiem władzy, która potrafi swoich obywateli zmusić do różnych rzeczy, zwykle w ramach jakiegoś systemu prawnego. Co więc przesądza o istocie państwa? Możliwość legalnego stosowania wobec swoich obywateli przymusu. Jak zauważył Stanisław Michalkiewicz, państwo jest monopolem na przemoc. Inne atrybuty są tylko dodatkiem, który może istnieć, ale nie musi. Przemoc jest nieodzowna.
Z tego punktu widzenia warto zastanowić się nad pytaniem, dlaczego mało komu w dzisiejszych czasach państwo kojarzy się z ośrodkiem władzy stosującym przemoc? Są, oczywiście, głośne przypadki, jak organy władzy państwowej bezlitośnie egzekwują pewne prawa (a czasem interesy, które nie wynikają z litery prawa). Jednak ogólny obraz państwa, w szczególności państwa zachodniego, jest pozytywny. Przyzwyczailiśmy się od państwa wiele oczekiwać – jak od dobrego wujka. Wujek być może czasem się pomyli, czasem coś niewłaściwie policzy, ma swoich faworytów, ale generalnie każdemu coś tam „daje”. Zupełnie inaczej jest gdy myślimy o państwach w minionych epokach. Wówczas jawi nam się obraz rządów władców absolutnych, despotycznych, zdolnych do wywoływania wojen i nękania swoich poddanych dla zaspokojenia własnych ambicji. Jeśli natomiast myślimy o państwach współczesnych, to w naszej wyobraźni złowrogie oblicze z minionych epok jest zastąpione przez wizerunek nieco niezdarnej, nieco rozbuchanej, ale w gruncie rzeczy jakoś nam przychylnej biurokracji dającej nam szkoły, dbającej o emerytury i renty, pomagającej w chorobie, itp., itd. Co się zmieniło? Czyżby współczesne państwa przestały być monopolem na przemoc? Nic z tych rzeczy.
Warto zauważyć, że przemoc otwiera drogę do stosowania praktyk monopolistycznych, a monopole nie tolerują konkurencji. Dlatego państwa zazwyczaj walczą, albo przynajmniej dążą do podporządkowania sobie każdego innego ośrodka władzy w ich zasięgu. Dotyczy to zarówno przypadków oczywistych, takich jak walka z organizacjami przestępczymi, ale również i przypadków niepokojących, takich jak walka z organizacjami kościelnymi, samorządami itp. I podobnie się dzieje w innych dziedzinach. Od kiedy państwo weszło w rolę lekarza, walczy z konkurencją na tym polu, coraz bardziej ograniczając działalność lekarzy obcych sobie (czyli niezależnych od państwa), a faworyzując wieloma miliardami złotych oraz odpowiednimi przepisami lekarzy swoich, państwowych. Jednym ze sposobów takiej walki jest ustanawianie tzw. standardów opieki medycznej. Dla lekarzy samodzielnych spełnienie wysokich wymagań może być bardzo kosztowne, za to dla państwa, które dysponuje setkami miliardów naszych złotych rocznie, jest to dziecinnie łatwe. Paradoksalnie, tak niby oczywista sprawa, jak przepisy wymuszające wysoką jakość usług i produktów medycznych, okazuje się jednocześnie narzędziem walki z konkurencją dla władzy państwowej. Nawet mimo, że uczciwa konkurencja zwykle podnosi jakość i obniża ceny znacznie skuteczniej niż ustanawianie przepisów. Nawet mimo, że przez to zmniejsza się dostępność usług medycznych dla zwykłych ludzi. W dziedzinie kontrolowanej przez państwo monopol władzy jest priorytetem, jest utrzymywany nawet jeśli przez to ludzie muszą w rzeczywistości płacić za usługi medyczne otrzymywane w placówkach państwowych coraz więcej i więcej. Oczywiście nie bezpośrednio, ale jednak jak najbardziej realnie.
Niestety, współczesne państwa przywłaszczyły sobie wiodącą rolę również w innej dziedzinie: informacji. W dzisiejszych czasach to państwa decydują o tym kto, kiedy i czego się uczy, a o czym się nigdy nie powinien w szkole dowiedzieć. W dzisiejszych czasach, podobnie jak w wiekach minionych, państwo może stosować przemoc wobec każdego człowieka, który szerzy na skalę społeczną informacje państwu nieprzychylne. Z tej właśnie przyczyny powstało słynne ustawodawstwo o mowie nienawiści, czyli kolejna iteracja cenzury. Państwa się jednak na tym nie zatrzymują. Słynny wykaz pism zakazanych do rozpowszechniania, tzw. indeks ksiąg zakazanych, to mały pikuś w porównaniu do tego, czym dziś dysponuje ministerstwo edukacji. Dziś bowiem KAŻDA książka jest w szkołach zakazana z definicji. Dopiero po szczegółowej weryfikacji bardzo nieliczne pozycje są dopuszczane do rozpowszechniania na lekcjach. Mamy więc indeks ksiąg zakazanych do kwadratu. Dlaczego? Bo państwo dysponuje przemocą, z którą nikt nie jest w stanie wygrać, bo jest ośrodkiem władzy, który stale dąży do poszerzania i umacniania swojej władzy.
Z tej właśnie przyczyny zawsze, gdy jakąkolwiek dziedzinę życia „oddamy państwu pod opiekę”, to w rzeczywistości nieświadomie i pochopnie skazujemy się na stosowanie wobec nas praktyk monopolistycznych i przemocy, która pod pewnymi względami jest nawet większa niż w minionych epokach. Państwo jest bowiem ośrodkiem władzy, który ma monopol na to, by nas zmuszać, by nam zabraniać, by nam nakazywać. Dlaczego tak łatwo przychodzi nam oddawanie ogromnych fragmentów naszego życia? Przez to, że dziś państwa mają również monopol na decydowanie o tym, co wolno propagować w przestrzeni publicznej, a co nie. Ten monopol nie jest tak ścisły jak w czasach PRL-u i ogranicza się głównie do środków masowego przekazu. Indywidualnie możemy jeszcze zwykle mówić co chcemy, ale naruszyć precyzyjnie wymodelowany przez media, szkoły i przemysł rozrywkowy system wierzeń, że państwo jest naszym największym dobroczyńcą, bez którego nasze życie byłoby skazane na niewyobrażalne cierpienia, w skali społecznej już nam nie wolno.
O tym, jak te wierzenia są silnie zakorzenione w naszej świadomości, świadczy to, jak często w naszych sercach budzi się przekonanie, że państwo powinno nam coraz więcej zapewnić. Ostatnio taką namiętność budzi np. „darmowa komunikacja miejska”. Wielu ludzi uważa, że to nie tylko wygodne, ale również nam się po prostu za nasze podatki należy. A przecież domaganie się „darmowej komunikacji” jest niczym więcej jak domaganiem się, by państwo nałożyło na wszystkich dodatkowe wydatki, nad którymi nie będziemy już mieli tak dobrej kontroli, jak podczas kupowania biletów. Gdy państwo „kupuje bilet dla każdego”, to znaczy, że już nie wiemy ile wydaliśmy na jazdę tramwajem lub autobusem, nie wiemy nawet kiedy za to zapłaciliśmy, ale to nie oznacza, że nie ponosimy 100% kosztów tej operacji. Do tego dochodzi oczywista niesprawiedliwość, gdyż za komunikację miejską będą musieli płacić również Ci, którzy z niej nie skorzystają. W efekcie ludziom regularnie jeżdżącym do pracy tramwajami i autobusami koszty być może odrobinę spadną, ale wszystkim innym wzrosną. Jest to ni mniej ni więcej jak tylko kradzież od swojego sąsiada. Dlaczego tego nie widzimy? Dlaczego niemal wszyscy tak bardzo chcą państwowej „pomocy”? Po pierwsze dlatego, że moralność upada i okradanie sąsiada nie budzi już niemal żadnych oporów, jeśli tylko ktoś nas wyręczy z brudnej roboty i zapewni niekaralność tego procederu. Po drugie dlatego, że propaganda, która jest przez urzędników państwowych dość ściśle kontrolowana tak nas wychowuje.
Przemoc państwa jest faktem, nawet jeśli egzekwowana jest z zachowaniem pozorów łagodności. W dodatku nie da się jej usunąć, gdyż państwo, które nie może stosować przemocy, szybko upadnie i zostanie przejęte przez inne ośrodki władzy. Skoro nie da się tego uniknąć, trzeba z tym żyć. Pytanie brzmi: jak? Wydaje mi się, że najlepszej odpowiedzi udzieliła cywilizacja łacińska: państwo silne, ale ograniczone w kompetencjach, bazujące na chrześcijańskiej etyce i prawie rzymskim. Państwu należy więc stawiać liczne ograniczenia, a nie prosić o zajęcie się kolejnymi sprawami. Od rozwiązywania problemów socjalnych są bowiem wspólnoty i samorządy. Domagając się „opieki państwowej” w coraz większych obszarach naszego życia stawiamy się sami w roli wiecznego petenta, który jedyne co może zrobić to potulnie dać się ograbić, a potem ewentualnie prosić i czekać, by coś mu z tego skapnęło.
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!