Wcale nie chodzi tu o mocarstwową rolę Ameryki na arenie międzynarodowej, bardziej interesujące jest pytanie czy może prawdziwej Ameryki już nie ma? Czy w kolejnych odsłonach w starciu z globalizmem potrafi mu się oprzeć i nie da się zepchnąć do rezerwatu państw wydmuszek przy okazji uderzeń chińskiego kung-flu? W dzisiejszym świecie ścierają się dwie główne siły, jedna skupia tradycyjnych obleśnie bogatych, chciwych kontroli banksterów, rewolucjonistów z Nowego Porządku światowego połączonych z wypasionymi korporacjami i najzwyklejszych komuchów. Druga będąca już w odwrocie jest przedłużeniem historycznych państw narodowych jakie znamy, kultur tożsamości opartych o cywilizacje wyrosłe z religii i oparte o aspirowanie do szacunku do godności, praw i wolności człowieka pochodzących od Boga, a niekoniecznie od jakiegoś komitetu bogatych watażków.
Nasze polskie doświadczenia w ogromnej mierze należą i pochodzą z tego drugiego historycznego świata. Od ponad tysiąca lat pływamy w europejskim, do niedawna chrześcijańskim międzymorzu i nasze losy układały się różnie, raz na wozie, raz pod wozem. Jednak zachowaliśmy swoją odrębną tożsamość między ortodoksyjnym wschodem, a protestanckim zachodem w ostatnich wiekach odbierając wielkie baty szczególnie od socjalistycznych totalitaryzmów, tak od międzynarodowego jak i od etnicznego. Nasz kontakt z dzisiejszym globalizmem wyjaławiajacym patriotyzm, religję, ludzką godność i naszą tożsamość zaczął się na stole magdalenkowego oszustwa, kiedy to Jaruzelski/Wolski jak Mojżesz przeprowadził “morze czerwone” po naszych polskich nadziejach na niepodległą i suwerenną POLSKĘ. Do dziś mamy trudności z samooczyszczeniem się z tamtego kameleonowego plugawego oszustwa. Wtedy po urwaniu się z czerwonego imperium posmakowaliśmy medialnie słodkiego kapitalizmu w globalistycznym wydaniu. Niestety ten wirus zmutował się szybko wśród tzw. polskich elit i do dziś jesteśmy już w innym wydaniu raz na wozie, raz pod wozem…
Trwają dyskusje i próby rozpoznania skąd tak naprawdę nadchodzi największe dla nas Polaków niebezpieczeństwo? Jedni optują osłonowo za wybraniem opcji niemieckiej, czyli za wchłonięciem Polski przez Unię Europejską, czyli mówiąc prosto przez Mitteleuropę, czy IV Rzeszę (ot, semantyka!). Dzięki poprzednim rządom ta opcja już jest w dużym stopniu zaawansowania.
W ostatnich latach wiele zyskuje opcja oparcia się o ciągle światowego hegemona jakim jest USA. Krytycy mogą powiedzieć, że to jest mało kreatywne odgrzewanie międzywojennej myśli piłsudczykowskiej, dla której sojusz z ówczesnym (ale już bankrutującym) światowym mocarstwem Wielką Brytanią (i wcześniej jej satelitą Francją) był realizacją strategicznych polskich marzeń rzekomo zabezpieczający nasze bezpieczeństwo. Przed II wojną światową unikaliśmy jak ognia zbytniego zbliżenia się czy to do nazistowskich Niemiec, czy to do Sowieckiej Rosji. Piłsudski zalecał swoim spadkobiercom utrzymania polityki jednakowego dystansu do Moskwy i do Berlina, a jak się już dłużej nie uda to broń Boże nie łączyć się z żadnym z totalitarnych sąsiadów, ale podpalić cały świat! Płk. Józef Beck był w stanie ten plan wykonać. Piłsudski z doświadczenia swojego pokolenia w światowej wojnie upatrywał możliwość ponownego odrodzenia Rzeczpospolitej wśród powojennych zgliszczy. Niestety czasem sprzeczności ideologiczne ustępują schematom rozwiązań historycznych i potrzebie chwili. Czyli Niemcy i Rosja nie bacząc na różnice między socjalizmem międzynarodowym, a etnicznym wspólnie zniszczyły Polskę i zanim zwarły się we wspólnym wyniszczającym uścisku miały czas na zgładzenie dużej części polskiego żywiołu narodowego i polskich elit.
Tak więc zgadzając się na opcję niemiecką, której flagowym reprezentantem jest Tusk, zgodzilibyśmy się na dalsze stopniowe wchłanianie Polski przez naszych odwiecznych “przyjaciół” z zachodu. Można tu zauważyć, że nie dość, że w tej wersji przewidziana nam jest rola kolejnego landu i niemieckiej montowni, to nie produkujemy już nawet Syrenki, Warszawy, czy “malucha”, ale nawet “Wozów Drzymały”. Dlatego Polacy odetchnęli z nadzieją kiedy obecnie rządząca opcja polityczna obozu PiS jednak wróciła do strategii postrzegania i szukania sojuszy zbliżonych do tej z II RP. Wiem, wtedy nam to nie mogło wyjść na zdrowie, bywają sytuacje bez wyjścia, ale nic dwa razy się nie zdarza…
Niestety część polityków “Konfederacji” rzuca możliwość montowania jakiejś wersji sojuszu z Rosją, co prawda już tylko mentalnie sowiecką, ale tą dobrze znaną nam ze wspólnej historii. Są pewne oskarżenia o importowanie z tamtego kraju strategicznych materiałów zwanych onucami. Zresztą Rosjanie mimo, że w czasach kryzysów lubią inwestować w agresję, sami mają co sklejać wobec ruiny wpływów ze swojej “stacji benzynowej” jak i narastającego strategicznego chińskiego zagrożenia. Choć oczywiście z polskiego punktu widzenia bardzo ważne jest utrzymanie tak “niepodległej” Ukrainy jak i Białorusi.
Wypada też zaadresować jednak obecny wątek zwolenników oparcia polskiej polityki o dorastającego konkurenta do pozycji supermocarstwa, czyli komunistycznych Chin, które już dziś robią co mogą, aby przybliżyć się do urzeczywistnienia zmory nakreślonej przez Orwella z słynnej pozycji “Rok 1984”. Nic tylko pogratulować i na wszelki wypadek wyznawcom tej orientacji usunąć klamki…
Przejdźmy jednak do opcji amerykańskiej, w której pokłada swoje nadzieje rządzący dziś obóz PiS-u. W tym momencie wracamy do wyżej nakreślonej wizji ścierania się dwóch sił, które walczą tak o rząd dusz, jak i kontrolę i sprawowanie władzy nad światem. Nie tylko chodzi tu o dominację bezdusznych banksterów wykorzystujących do swoich celów wszelkich lewicowych lekkoduchów, ale stopniowe i bezwzględne zniszczenie starej cywilizacji, która w swoim łonie ukształtowała model rodziny, własności prywatnej, wolność i godność jednostki, jej narodową , kulturową i religijną tożsamość. Tak naprawdę chodzi tu o przetrwanie świata nam znanego, świata naszych wartości, bądź w konsekwencji jego (i nas samych) unicestwienie. W pewnym sensie powodzenie planu zaprowadzenia Nowego Porządku Światowego zależy właśnie od nas…
Walkę o przyszłość naszego świata najlepiej obserwować w USA. Kraju, który zaistniał na mapie świata w czasie kiedy znikała z niej I Rzeczpospolita. Walczącym o wydobycie się spod panowania angielskiego króla i uzyskanie pozycji suwerena amerykańskim kolonistom pomagali zaprawieni w bojach o nasze wolności i suwerenność przeciwko zaborcom Polacy m.in. Tadeusz Kościuszko i Kazimierz Pułaski. Amerykanie do dziś dumni są ze swojej Konstytucji. Amerykańscy patrioci czerpią z niej siłę w walce z siłami lewicy próbującymi zepchnąć ich z gwarantowanej przez Konstytucję pozycji suwerena na pozycję poddanego silnym rządom centralnym. W tej walce lewica odniosła już wiele zwycięstw. Istotą federacyjnego systemu amerykańskiego jest jedność różnorodności i harmonijny podział władzy tak na szczeblu federalnym jak i w poszczególnych 50 stanach na władzę wykonawczą (prezydent, gubernatorzy), ustawodawczą (Kongres, stanowe parlamenty) i sądowniczą.
Oczywiście wszelkie kryzysy wykreowane przez naturę jak kataklizmy typu powodzie, huragany, trzęsienia ziemi, epidemie itp., czy wykreowane przez człowieka jak kryzysy finansowe (czasem epidemie) w konsekwencji ograniczają prawa obywateli i wzmacniają kompetencje administracji państwowej. Jak wiemy prawidłowość jest taka, że jeśli rząd czasowo ograniczy prawa i wolności obywatelskie to później nie ma powrotu do punktu wyjściowego i rząd z reguły swoje kompetencję rozszerza na stałe. Dochodzi do tego, że politycy zawsze dbają o korzystne dla siebie zagospodarowanie kryzysów, które czasem swoją polityką sami kreują.
W USA Partia Demokratyczna, która wydobyła się z rasistowskich otchłani (poparcie dla niewolnictwa, później Ku-Klux-Klan) przeobraziła się w reprezentanta ubogich, klasy robotniczej i wszelkich mniejszości (od etnicznych do seksualnych). Republikanie uchodzili za obrońców interesów wielkiego biznesu, praw i dominacji białej większości. Dziś mamy kompletny kocioł, oczywiście doszło do wymieszania się elit, najbogatszymi politykami i członkami Kongresu bywają demokraci. Elity obydwu partii w dużym stopniu uległy swoistemu wynarodowieniu i zajęte są głównie pomnażaniem swojego majątku, uzyskiwaniem i zabezpieczaniem coraz to większej kontroli tak w ekonomii jak i w polityce. Naród to coś abstrakcyjnego, pewniejsza jest twarda waluta w banku. Poza tym tożsamość narodowa to już przeszłość, ciemnogród, często nawet okraszony religią. Zostaw te zabobony, Ty jesteś obywatelem świata, czy regionalnie biorąc Europejczykiem, żyjesz tu i teraz…
Trudno nie zauważyć skrajnie instrumentalnego traktowania swoich wyborców np. przez Partię Demokratyczną (u Republikanów jest podobnie, jedynie towarzyszy temu inna cepelia), która oficjalnie reprezentuje masy pracujące w USA. W wyniku tego reprezentowania (podwyżki płac, zaostrzenie regulacji i standardów ochrony środowiska) nastąpił mocny wzrost kosztów pracy i konsekwentnie ucieczka amerykańskiego kapitału i technologii na tańsze rynki pracy i tam gdzie nie ma środowiskowych i roszczeniowych regulacji, czyli głównie do Chin. W konsekwencji nastąpiło ograniczenie amerykańskiej klasy średniej, jej zubożenie i uzależnienie od rosnącego w siłę państwa opiekuńczego obejmującego systemami świadczeń i pomocy obywateli, których stopa życiowa sukcesywnie się obniża.
Jednak kiedy globalni totaliści zbyt mocno zechcą przykręcić śrubę, Amerykanie potrafią się im sprzeciwić, a przyjmuje się, że w rękach obywateli tyle jest sztuk broni ilu Amerykanów (ok. 330 mln). W buncie przeciwko lewicowej polityce ówczesnego prezydenta Baracka Husseina Obamy (przed wyborami parlamentarnymi w 2009, 2010 i kolejnych) oddolnie zawiązała się Partia Herbaciana (Tea Party), której konserwatywni liderzy nie czuli się reprezentowani przez partię Republikańską. Obama użył nawet IRS (służby podatkowe) aby zaszkodzić liderom tej konserwatywno libertyńskiej grupy (poparcie u 10-15% populacji). Właśnie hasła i idee tej grupy reprezentował kandydat D.J. Trump i wygrał!
Powróćmy jednak z tego szerokiego horyzontu na Ziemię, którą przed nadmiernym wzrostem populacji używając rozpętanej pandemii strachu przed C-19 chcą uratować totalni globaliści. Dużo mówi się o niesprawiedliwym obwinianiu o spowodowaniu pandemii komunistycznych Chin. Przyjmij, że w domu sąsiada wybuchł pożar i na Twoje pytania, czy mógłbyś pomóc, czy też może zadzwonić po straż pożarną, sąsiad uspokaja, że to nic poważnego i da sobie sam radę. Jednak w godzinę później całe osiedle stoi w płomieniach, w tym i Twój dom. Dlatego szykują się już pierwsze pozwy o odszkodowanie za umyślne zaniedbanie…
Czas zakończyć tekst, aby nie był zbyt długi. Powracając jednak do podjętego wcześniej tematu wypadałoby zastanowić się gdzie jest dziś miejsce Polski: w bardzo zróżnicowanym obozie państw narodowych u boku prezydenta Trumpa? Czy w obozie globalistycznych totalsów, którzy w pogoni za “Świętym” Graalem (w formie chipo-szczepionki) narzucających państwom narodowym programy i instrumenty kontroli, pozbawiające nas obywatelskich wolności?
Obserwując mechanizmy tworzenia kryzysu i ofiarowania remedium, posługiwanie się metodologią, mainstreamowymi mediami i technologią drastycznie zwiększającymi kontrolę nad obywatelem przez państwo, myślącej jednostce powinno zapalić się czerwone światło. Nie idźmy tą drogą, ta droga prowadzi do zniewolenia, do orwellowskiego świata bez wolności i bez godności. Oczywiście politykom należy zawsze pomagać i im bardziej ich cenimy tym uważniej patrzeć na ręce. Całe szczęście, że rządząca dziś formacja polityczna kojarzona jest bliżej z administracją niszczonego, ale wojującego z globalistami Trumpa. Wspierajmy go we własnym interesie (mimo zastrzeżeń, np. 447), bo jeśli nurt narodowy, który on jednak reprezentuje, przegra na korzyść globalistów to niestety nie będziemy mieli już następnej szansy pozostać Polakami, pracować dla Polski i zginiemy w powoli zdepopulowanej niewolniczej masie.
Miałem napisać tekst, raport z buntu zwykłych Amerykanów odrzucających często durne ograniczenia kwarantanny (np.fryzjer dla psów otwarty, a dla ludzi już nie). Pewnie w oczach globalistów kolejna próba generalna im się udała. Nawet pokazała słabość kościoła i wiernych w wielu amerykańskich miastach jest po kilka chrześcijańskich kościołów, jeszcze trochę i jest niebezpieczeństwo, że wierni wkrótce zapomną do którego uczęszczali. Wiem jednak, że odmrożenie gospodarki już zachodzi na naszych oczach, nie wolno nam nie stracić z oczu głównych reżyserów tego teatru w którym jesteśmy rozgrywanymi, ustawianymi po kątach kwarantanny figurkami…
Jacek K. Matysiak Kalifornia, 2020/05/04
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!