W ostatnich latach wprowadzana jest w urzędach skarbowych nowa usługa: urząd sam sobie składa PIT-a za danego delikwenta. Na pierwszy rzut oka inicjatywa wydaje się słuszna. Szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę to, jak trudno niektórym starszym osobom formularz PIT prawidłowo wypełnić. W tej zmianie jest jednak aspekt znacznie bardziej interesujący. Okazuje się bowiem, że my tak naprawdę z nikim się nie musimy rozliczać. To urzędnicy i pracodawcy nas rozliczają. Niby drobna różnica, ale daje do myślenia.
Jaka jest bowiem różnica pomiędzy obywatelem rozliczającym się ze swoim państwem, a obywatelem wykonującym pracę przymusową dla swojego państwa? Między innymi taka, że w pierwszym przypadku obywatel sam musi się rozliczyć, musi wyciągnąć ze swojego portfela i przekazać poborcy podatkowemu tyle, ile jest wymagane. Człowiek jest traktowany po partnersku (dziś to słowo zostało kompletnie wypaczone), jako samodzielna, dorosła osoba. W przypadku człowieka zniewolonego taki obowiązek znika. Człowiek taki musi tylko robić to, co mu każą i nie musi się z niczego rozliczać. Musi za to mieć nadzorcę i otrzymywać pewne świadczenia, by zdołał przeżyć. Człowiek taki jest traktowany jak tępy robol i najlepiej zabierać mu to co wypracuje od razu, bo i tak nie wiedziałby co z tym zrobić. Zniesienie obowiązku składania PIT-ów jest więc, oczywiście, bardzo wygodne, ale ukazuje w pełni to, co było dotychczas przez samodzielne ich składanie trochę zamaskowane. Otóż naszym obowiązkiem nie jest oddawanie części naszych dochodów do państwa. To dzieje się nad naszymi głowami. Naszym obowiązkiem przestaje być również rozliczenie się z państwem. To też dzieje się już nad naszymi głowami. Naszym obowiązkiem jest tylko i wyłącznie pracować. To jest jedyne, co naszych władców tak naprawdę interesuje, reszta to tylko taka nieco uciążliwa gra pozorów.
Żaden pracownik przymusowy nigdy PIT-ów składać nie musiał, bo nie mógł rozporządzać owocami swojej pracy. Jego władcy oczywiście dzielili się trochę dochodami, bo musieli zapewnić robolom jakiś dach nad głową, jakąś michę zupy, itp. I choć my nie jesteśmy jeszcze w takiej sytuacji, bo połowa wynagrodzenia z naszej pracy trafia jednak do nas, to zawsze się niepokoję, gdy wykonywany jest kolejny malutki kroczek w tą właśnie stronę. A ludzie się cieszą, bo zapominają o jednym: nie ma nic za darmo. Jeśli jakikolwiek urząd, szkoła, szpital czy firma, która żyje z podatków, cokolwiek nam „daje” (czy to usługę, czy dotację), to w ostatecznym rozrachunku zapłacą za to zawsze zwykli ludzie. Nie żadne koncerny, nie żaden przemysł, nie żadne unie, nie żadni bogaci, tylko najzwyklejsi ludzie. I czasem się to tym zwykłym ludziom opłaca, bo państwo jest nam potrzebne choćby do tego, by zapewnić bezpieczeństwo, ale częściej jest to tylko okazja, by znaleźć sobie darmowego, nieświadomego sytuacji robola. Pod tym względem na świecie nic się nie zmieniło od czasów Hammurabiego.
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!