„Pogańska” symbolika Bożego Narodzenia i… Mszy Świętej

Tu o Bożym Narodzeniu: https://www.youtube.com/watch?v=zfRIYHrK-jE

A tu o Mszy Świętej:

MSZA ŚWIĘTA DLA TUBYLCÓW ?

 za moim blogiem: https://misjakultura.blogspot.com/2017/09/msza-swieta-dla-tubylcow.html

Jest to fragment PISMA

Antropologia kulturowa to taka dyscyplina nauki, która szuka pewnych prawidłowości rozciągających się ponad różnice między ludami i ich stylami życia (zwanymi kulturą). W dużej mierze prawidłowości owe wynikają z procesów mózgowych. A nawet jeśli nie, to człowiek wierzący, np. katolik uznać winien, że skoro są one czymś naturalnym, to pewnie Pan Bóg miał w takim ich stworzeniu jakiś cel. Tym bardziej iż sam Chrystus w nie się wpisał.

O jakich prawidłowościach mówię? Chodzi mi o mechanizmy składające się na Rytuał. Jego istotową cechą jest żywione przez jego uczestników poczucie, iż jest on niezmienny. Niezmienny zarówno w treści, jak i w formie. Poczucie to wiąże się z nastawieniem na Początek, jako konstytuujący właściwy stan rzeczy. Rytuał jest wg jego odprawiaczy potrzebny, bo – jak wierzą – od tego początku zarówno oni jak i świat się oddalili. Z tego oddalenia wynika właśnie istnienie nieporządku i degradacji wszystkiego: jałowienie, choroba, a w końcu śmierć. Rytuał ma cyklicznie przywracać ów Pierwotny, właściwy stan rzeczywistości, właściwe miejsce jego składowych, czyli czystość. Takie nastawienie na początek, na pewną pozaczasowość, wieczność wiąże się z faktem, iż ludzkie projekcje myślowe są również pozaczasowe, synchroniczne, mimo iż odbywają się w czasowym procesie, w diachronii. Dlatego też o czasie myślimy za pomocą metafory synchronicznej osi. Prawdę tą wyraził Leszek Kołakowski(tak, Kołakowski!) mówiąc, iż „myślenie ludzkie jest nałogowo strukturalistyczne”.
Gdyby rytuał był konstruowany przez tych, co go odprawiają, to nie byłby on już ich rytuałem. To kolejna konstytutywna jego cecha. Ci, co go wykonują muszą mieć przekonanie, że został on dany z góry, przez przodków. To, bowiem, pozwala wierzyć, że skoro przodkowie go oprawiali, to też dostali go od swoich przodków, i tak, aż do Początku. Początku, czyli stanu wiecznego
Świadomość historyczna i szeroki zasięg pozwoliły nam dostrzec zmienność choćby takiego Rytuału jak Msza Święta. Do błędu prowadzi jednak przysłanianie tym kolejnego faktu, a mianowicie takiego, iż rytuały nigdy nie były ot tak konstruowane, iż zmiany były tak powolne, że niemal niezauważalne dla uczestników rytuału. No chyba, że zmieniali oni wyznanie, kulturę. Wtedy jednak nie konstruowali nowych rytuałów, tylko poddawali się innym również postrzeganym jako niezmienne.
Pomimo tego istnieje coś takiego, jak proces tworzenia rytuału- rytogenezy. I on nie jest jednak równoznaczny z konstruowaniem rytuałów przez wyznawców kodowanej w nim mitologii, kosmologii, czy jak kto woli – religii. W nim bowiem zwykłe czynności osoby uznanej za Świętą, Boską, itd. zostają post factumuznane za Początkowe, czyli nadające rzeczom właściwy status ustanawiany przez miejsce w systemie rzeczywistości. Ma tu miejsce uznanie działalności tych osób za mityczny Początek Kosmosu. Tak było nie tylko z Chrystusem, ale i (katolik się słusznie przerazi na widok tego zestawienia) z Buddą, Leninem, Lenonem, Elvisem, Mao Tse Tungiem, Kim Ir Senem, św. Janem Pawłem II(szlaki turystyczne po których stąpał, niemożliwie liczna ilość nart, na których miał jeździć) itd… Do miejsc ich pobytu, do rzeczy do nich należących, do chat ich dzieciństwa podążają w zwartym szeregu istne pielgrzymki, wsłuchujące się w mitologie opowiadane przez kapłanów-przewodników o tym, jak to w miejscu, gdzie napluli wyrosło w mgnieniu oka drzewo, z którego chora kobieta zerwała uzdrowieńczy owoc(no… wymyśliłem sobie tą historię, ale te opowiadane naprawdę brzmią podobnie;)
Chrześcijaństwo rzeczywiście opiera się na uznaniu, że to Chrystus przyniósł Nowy Początek, czyli Niebiosa na ziemię. On sam był tymi Niebiosami- Wiecznością. Zapisane jest to zresztą w Janowym prologu:Na początku było Słowo(…) i Bogiem było Słowo.(…)A Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami(…) Dlatego z Jego życia czynimy rytuał mający dokonywać Odnowy, uznajemy akty przez Niego dokonane za godne takiego powtarzania. Tym bardziej że sam Chrystus powiedział: „To czyńcie na moją pamiątkę”.
Martwa łacina?
Języki, które w czasach Jezusa i jego bezpośrednich świadków były używane na co dzień później spetryfikowały się jako języki sakralne.
Podobnie było w przypadku: hebrajskiego, gyyz, sanskrytu, greki koine, cerkiewnosłowiańskiego, czy łaciny. One wszystkie pozostały językami liturgicznymi pomimo tego, że języki ludowe ulegały zmianom. Nie znaczy to, że przestały żyć, że przestały być rozumiane. Wręcz przeciwnie: zyskały nowe życie, nowe, sakralne znaczenie. Jako całości zaczęły oznaczać „Logos”- Sens – Świętość!
Płynność języków ludowych narażała zresztą na błędy w tłumaczeniach, a w efekcie na utratę tożsamości przesłania Chrystusowego. Zresztą przekład na język narodowy odebrałoby Mszy Świętej głęboko przeżywany komponent znaczeniowy: Tajemniczość, wyrażającą głęboką teologiczną prawdę o ontologicznej przepaści, w związku, z którą łatwiej wzbudzić w sobie wdzięczność Bogu za to wielką Łaskę jaką nam okazał we Wcieleniu i Zmartwychwstaniu! Dlatego też błędne są twierdzenia, że języki liturgiczne są martwe, dlatego należy je odrzucić, a w zamian tłumaczyć liturgię na języki narodowe. Twierdzenia tego rodzaju stanowią kolejny krzywdzący osąd, jakoby ci, co ich używają, nie przeżywali i nie rozumieli.
Inkulturacja a Msza Święta
Zmiana formy Rytuału Mszy Świętej działa na nasze mózgi tak, że odbierają ją jako sytuacja tworzenia nowej religii.
Takie wrażenie trzeba wywołać w przypadku nawracania pogan. Żeby przyjęli nową treść muszą mieć podtrzymującą tą treść nową dla nich(a Pradawną dla misjonarzy) formę. Nie chodzi tu tylko o nowe słowa nałożone na miejscowe obyczaje, Nie! Słowa to tak samo formy jak te pozawerbalne! Tak samo wyrażają znaczenie, są w wielu kulturach znakami specyficznymi, bo znakami samego znaczenia, samej zdolności oznaczania. Stąd ich waga wyrażająca się w przysłowiach: „Ważyć słowa”, „nie rzucać słów na wiatr”, „dać słowo”, „przyrzekać”…
Jak się to ma do tak zwanej inkulturacji? Otóż warto w ramach przekazywania nowej wiary szukać jej „antycypacji” w kultach rodzimych i nawiązywać do nich przy tłumaczeniu nowej wiary. Nawiązywać do elementów, ale nie potwierdzać całości starych systemów! Bo katolicyzm jako religia monoteistyczna, lokująca swoją mitologię w konkretnym momencie historii jest sprzeczna z każdą inną religią. Wprowadza nową wizję świata.
Eric Voegelin za przyczynę ewangelizacyjnego sukcesu uznaje „absorpcję ruchów przez instytucje”. Ów mechanizm opisany przez niego w „Ludzie Bożym” jest przykładem takiego wyszukiwania i wykorzystywania „przeczuć”.
Owo wchłanianie nie jest niczym unikalnym, ani dziwnym. Musimy bowiem pamiętać, że sprzeczność całościowa między religiami nie oznacza sprzeczności na poziomie elementów. Nie jest też tak jak dziś antyrytualistycznie sądzimy, że ścisłe reguły uniemożliwiają wielość i zmianę. Reguły po prostu wyznaczają im słuszną miarę, granice i kryteria. W ich obrębie możliwe jest nieskończenie wiele możliwości. Nieskończenie wiele, ale nie dowolnych! Bez granic nie ma tożsamości elementów, a więc nie ma systemowości, czyli możliwości podzielania wspólnego „języka” kultury, w którym możemy się dogadywać i wspólnie żyć. Bez granic również trudno mówić o wolności, bo niewłaściwie – o ile w ogóle – wyodrębniamy przedmioty wyboru.
Jeśli więc w imię nowych czasów odrzucamy reguły, również obyczajowe i symboliczne stanowiące granice, ramy dla wielości i zmienności to zatracamy tożsamość treści własnej Wiary.
Jedną z takich reguł jest choćby piątkowy post. Nie jest on indywidualny, dlatego że jedną z jego ważnych funkcji, (podobnie jak i danych z góry, a nie konstruowanych form Mszy Świętej) jest jednoczenie wspólnoty zwanej kościołem katolickim, poprzez przeżywanie tego rodzaju fizykalnego wyrzeczenia przez wszystkich.
Zasady nie zakazują wszystkiego w zastanej kulturze, ale tylko to, co niezgodne z wyznawaną religią. Cała reszta aspektów kultury jest raczej uznawana za istną antycypację. Dlatego też możliwa jest wielość kultur mieszczących się w dogmatyczności religii wzorcowej, oraz wchłanianie zmian. Ale nie każdych zmian. Inność elementów kultur – nawracającej i nawracanej – nie jest równa ich sprzeczności. Powiem więcej: zazwyczaj więcej rzeczy można przyjąć niż odrzucić, ale na te przyjmowane nie zwracamy tak uwagi, bo są oczywiste. Dużo łatwiej jest wskazać rzeczy niezgodne z doktryną, bo są osią sporu i stanowią oczko uwagi,. Ich odrzucenie oznacza ponadto, że cała reszta jest w porządku, albo jej niezgodność nie dała póki co o sobie znać.
Taki pozytywny sens mają właśnie komunikaty „negatywne”, tak często krytykowane dziś przez wielu. Krytyka ta wynika – podobnie jak i krytyka rzekomego formalizmu, oraz „ślepego” posłuszeństwa – z niezrozumienia, że ludzki mózg tego wszystkiego potrzebuje, żeby właściwie wyrażać treść. Obrońcy przeżycia i zrozumienia, odrzuciwszy „martwe” formy, „ślepe” posłuszeństwo i „skostniałą” tradycję, zabijają więc to, co – jak im się zdaje – bronią.
Wróćmy jednak do problemu spotkania różnych kultur i Niesionych przez nie światopoglądów. Możliwość ich częściowego pogodzenia- którego przykładem jest tzw. inkulturacja, wynika z poziomowości kultur. Podkreślmy jednak, że inkulturacja nie powinna polegać na próbie znoszenia granic(co zresztą nigdy do końca nie jest możliwe, boi bez granic, bez rozdzielania nie ma myślenia i działania ludzkiego), ale na badaniu w zastanych kulturach tego, co można pogodzić z kulturą naszą, w tym wypadku katolicką, oraz przekazywanie innym kulturowych, zewnętrznych, również rytualnych ram katolickości. One bowiem są podstawą do właściwego rozumienia i przeżywania Istoty Wiary. O tych ramach kard. Ratzinger pisał tak:

W tym miejscu może pojawić się zastrzeżenie, iż dary te posiadają symboliczną moc wyłącznie w obszarze śródziemnomorskim i z tego powodu w innych strefach wegetacyjnych powinny zostać zastąpione tamtejszymi odpowiednikami. Jest to wątpliwość podobna do tej, na którą natknęliśmy się już przy omawianiu postulatu zamiany kosmicznych symboli cyklu rocznego na półkuli południowej. Także teraz obowiązuje zasada, iż w owym współgraniu kultury i historii pierwszeństwo przypada histor ii. W niej to działał bezpośrednio Bóg i przez nią nadał znaczenie darom ziemi. Elementy te stają się sakramentami przez odniesienie do jednorazowej historii Boga i człowieka w Jezusie Chrystusie. Wcielenie nie oznacza, powtórzmy to, dowolności, lecz wprost przeciwnie: ono przywiązuje nas do ówczesnej historii, która zewnętrznie wydaje się przypadkowa; do historii, która jest jednak wybraną przez Boga formą historii; niezawodnym, wyciśniętym w ziemi śladem; gwarancją, że nie wymyślamy czegoś sami, lecz że jesteśmy prawdziwie dotknięci przez Niego i wchodzimy z Nim w relację. Właśnie poprzez specyfikę jednorazowości, specyfikę tego, co stało się tutaj i w tamtym czasie, wychodzimy z dowolności mitycznego „zawsze i nigdy”. W tym szczególnym obliczu, w tej szczególnej ludzkiej postaci spotykamy Chrystusa, który tak właśnie czyni nas braćmi ponad wszelkimi podziałami. Dzięki temu możemy Go rozpoznać: „To jest Pan!” (J 21,7).(Duch Liturgii).

„Decyzja wiary zawiera w sobie jako taka decyzję kulturową; kształtuje ona człowieka i tym samym wyklucza inne formy kultury jako wypaczenia. Wiara sama tworzy kulturę, a nie niesie jej tylko ze sobą jak dodany z zewnątrz strój. Ta kulturowa determinanta, która nie można dowolnie manipulować i która wyznacza miarę wszystkich następnych inkulturacji nie jest jednak sztywna i zamknięta w sobie(…)
Kiedy dzisiaj słusznie domagamy się nowego dialogu między Kościołem a kulturą, to nie można przy tym zapominać, że dialog ten musi być dwustronny. Nie może on polegać na tym, że Kościół podporządkuje się ostatecznie współczesnej kulturze, która od kiedy utraciła swą religijną podstawę, żyje w znacznej mierze w stanie samozwątpienia.”[2

Inkulturacja? Tak! Byle nie na opak.

Można powiedzieć do tubylców (wprost, słowami, albo w komunikacie rozłożonym na różne, również pozawerbalne materie) np.: Mówicie, że jest Piorun(Per(k)un), Święty Pan(ŚwiętoWit), Swaróg i jego Syn Swarożyc, Weles co pasie dusze na paświskach Nawii… Dawno temu przemówił On do pewnego ludu i przyszedł na ziemię, żeby ludzi wyzwolić od oszustwa, jałowiejącej ziemi i śmierci. Jest On jednym i tym samym Bogiem! Wy macie niejakiego Żmija. U nas też był wąż- Zły Duch, który wszystko przekręca!

Załóżmy, że przypuszczenia badawcze i interpretacje ruskich przekazów słowiańskich wierzeń właściwie je przedstawiają. Wtedy można przejść do „opowiadania” całej mitologii w oparciu o rodzime wyobrażenia. I tak Szatan może być Żmijem, bo w wierzeniach Słowian oplata on Drzewo Kosmiczne- jak szatan w raju oplatał drzewo poznania. Można tu powiedzieć(albo dać do zrozumienia za pomocą gestów i znaków nie tylko werbalnych) o dwóch drzewach, o Drzewie Życia, o przyjściu syna Boga, który jest prawdziwym Swarożycem.
W końcu Słowo „Bóg” (Baga) używane przez katolików też pochodzi z wierzeń pogańskich, być może nawet o korzeniach indoirańskich, a w końcu praindoeuropejskich. Tego typu tłumaczenie na rodzime nie może jednak zastąpić form konkretnych, katolickich, nawet jeśli są dla tubylców obce, gdyż w przypadku katolików ta kulturowo-historyczna konkretność jest świadectwem prawdziwości, co dobitnie wyraził kard. Ratzinger w zacytowanych chwilę wcześniej słowach. Dlatego nazwy słowiańskich bóstw tu wymienione, nie mogą zastąpić konkretnych terminów „obcych” takich jak „Chrystus”, „Kyrios”, „Alleluja”, „Amen”, Tabernakulum”, „Anioł”. Po pewnym czasie i te terminy staną się swojskie, zrozumiałe, a jednocześnie mistyczne, tajemnicze. I o to paradoksalne, charakterystyczne dla świętości połączenie chodzi! Bliskie, a Jednocześnie Odległe, zrozumiałe, a jednocześnie przekraczające naszą pojętność.
Formy katolickie i w tym przypadku słowiańskie muszą tworzyć dwie warstwy kultury. Tą dominującą ma być kultura przenosząca nowe treści kosmologicznie istotne, czyli katolicyzm, a podrzędną kultura rodzima. Inaczej się nie da. Oczywiście nie musi być tak, że znikają elementy starej kultury, nie!
Mogą dalej ilościowo przeważać. Tak jak poddani w swej liczebności przeważają nad królem. W przyprowadzeniu nowej wiary chodzi o ich przeporządkowanie pod dyktatem trzonu katolickiego. Przykładem tego jest koegzystencja obrządków chrześcijańskich z kulturą ludową, pieśniami, rodzimym językiem. W obrządku łacińskim(sprzed reformy) wygląda to inaczej niż w bizantyjskim, ale można w skrócie powiedzieć że w obu w nieco inny sposób ta koegzystencja ma miejsce.
W obrządku po reformie liturgicznej mamy do czynienia z brakiem właściwej relacji między formą porządkującą- przenoszącą treść, a porządkowaną. Tak, jakby forma była obojętna wobec treści. Mamy również do czynienia w tym przypadku z zaprzeczeniem rytualnemu charakterowi Mszy Świętej poprzez wzbudzenie poczucia, że jest ona czymś konstruowanym przez teraźniejszą wspólnotę i zależnym od osoby kapłana (więcej spontanicznych komentarzy i fakultatywności), a nie danym z góry. To odziera Mszę Świętą z siły oddziaływania, wiarygodności, mocy przemieniania człowieka.
Ktoś powie, że ta siła tkwi w Bożej Mocy. Owszem, ale Bóg nie bez powodu ukształtował mózg ludzki tak by był wrażliwy na pewne konkretne rytualne czynniki. Zrobił to po to, by ludzie mogli przyjąć Mszę Świętą, w której streszcza się cała historia zbawienia!
Konstruując sobie wg widzimisię jakiejś epoki na nowo formę Mszy Świętej, możemy zgubić coś na co aktualnie(w wyniku różnych intelektualnych i masowych mód) nie zwracamy uwagi, a co okazuje się sensowne w dłuższej perspektywie, jako zamierzone przez Stwórcę. Do tego niestety doszło w ramach praktycznego wymiaru tzw. reformy liturgicznej. Odwróciliśmy od Mszy Świętej nasz rytualny zmysł, bośmy usunęli z niej to, co rytualnie nasz mózg aktywuje i sprawia, że przekazywaną za pomocą formy treść łatwiej przyjmujemy!
Paradoksalnie zamiana języka liturgicznego, oraz pewnych pozawerbalnych znaków na słowne komentarze w języku tubylców, nie zwiększa zrozumienia, ale wszystko zaciemnia. Przynosi więc efekty odwrotne do zamierzonych. Bo rozumiemy nie tylko słowami. Bo czasem tajemniczość znaczy więcej niż miriady słownych wyjaśnień. Do tego dochodzi jeszcze poczucie konstruowalności, które niszczy jeden z najistotniejszych czynników decydujących o wiarygodności rytuału- Poczucie jego niezmienności pozwalającej przekazać Stan Początkowy- czyli właściwy- porządkujący, usensawniający wszechświat. To odniesienie do Początku stanowi fundament Ewangelii. Dlatego od słów „Na początku było słowo” zaczyna się Janowy prolog, dlatego Chrystus mówi „ale od początku tak nie było”.
Kultury są – powtórzmy – wielopoziomowe. Treść możliwa jest do przekazania, jeśli wyłania się z pewnych kulturowych całości. W nich mają miejsce parafrazy między sposobami wyrażania treści za pomocą różnych zmysłów, między znaczącymi formami ruchu, odległości, uporządkowania przestrzeni, ubioru, organizacji czasu, zapachów, smaków, itd…
Te wielozmysłowe wymiary życia zawsze są i jeśli naszego wyznania nie zakodujemy za ich pomocą, to co innego je zakoduje. I wtedy utracimy kontrolę nad treścią słów tego, co jeszcze nazywa się Ewangelicznym, katolickim. Przyjmując postawę antyrytualistyczną, zatracamy zasady, a w imię inkulturacji przyjmujemy nierzadko to, co jest z katolicyzmem sprzeczne.
Spójrz na przykład misji abp. Lefebvre’a w Gabonie. Była tam taka sytuacja, że na „Mszę Trydencką” chodziły tłumy, tubylcy śpiewali Mszę Śpiewaną tak głośno i zapalczywie, jak to się nie zdarzało nigdzie w Europie. NOM(ten sposób odprawiania Mszy Świętej, który jest dziś powszechny)zaś wywoływał niezadowolenie i przyciągał tylko garstki. I to pomimo wszystkich „inkulturacyjnych” przymileń. Przywołajmy tu przykład kard. Saraha, który w wywiadzie przeprowadzonym przez Nicolasa Diata, „Bóg, albo Nic” wspominał trudne i piękne chwile związane z doświadczeniem europejskiej, egzotycznej dla niego mistyki Mszy Świętej sprzed posoborowych reform. Można powiedzieć, że przywołane tu naśladowanie rodzimych kultów odbiera Kościołowi wiarygodność, gdyż staje powodem do śmiechu. Tubylec pomyśleć sobie może: „Co oni nie mają nic do zaoferowania, że muszą nas naśladować, że chcą się nam przypodobać?”, albo: „Jeśli to jest tak podobne do naszych kultów, to nie jest niczym nowym”. Może też zaśmiać się tak jak góral, który słyszy warszawiaka próbującego gadać po góralsku. Nowa wiara musi nieść wyraźną Nową Formę, musi wymagać metanoicznego zaparcia się samego siebie. Nie może się „dostosowywać”- czy do do lokalnych kultur, czy to do dzieci, czy to do nowych czasów itd…
Wspomniany przed chwilą kard. Sarah wskazuje na to iż forma rytu sztucznie zafrykanizowana jest dla człowieka Afryki mniej czytelna niż forma sprzed rytualnej rewolucji posoborowej:
Jestem Afrykańczykiem. Pozwólcie, że powiem to jasno: LITURGIA NIE JEST MIEJSCEM, W KTÓRYM MA BYĆ PROMOWANA MOJA KULTURA. TO RACZEJ MIEJSCE, GDZIE MOJA KULTURA OTRZYMUJE ŁASKĘ CHRZTU ŚWIĘTEGO, GDZIE MOJA KULTURA JEST WYNOSZONA DO BOŻEGO POZIOMU. POPRZEZ LITURGIĘ KOŚCIOŁA, KTÓRĄ MISJONARZE ZANIEŚLI AŻ PO KRAŃCE ŚWIATA, BÓG MÓWI DO NAS, ON NAS ZMIENIA I UZDALNIA NAS DO BYCIA CZĘŚCIĄ JEGO BOSKIEGO ŻYCIA. Kiedy ktoś staje się chrześcijaninem, kiedy ktoś wchodzi w pełną komunię z Kościołem Katolickim otrzymuje coś więcej, coś co go zmienia.” 
Za: http://www.reginapacis.pl/index.php/czytelnia/item/377-wystapienie-ks-roberta-kard-sarah-prefekta-kongregacji-kultu-bozego-i-dyscypliny-sakramentow.html)
Dlatego też nie ma nawracania, bez przekonywania do konkretnych form kulturowych. Owszem, trzeba uwzględniać lokalną kulturę. Ale ma to polegać na wyszukaniu w tej kulturze tego, co z proponowaną przez nas wiarą zgodne, co może ją dobrze wyrażać. A my dziś często odrzucamy to, co mogłoby dobrze wyrażać treści katolickie uznając to za zabobony, za „magicznie pojmowaną wiarę”, a przyjmujemy to co z katolicyzmem sprzeczne. Ta przewrotność byłaby śmieszna, gdyby nie miała tak tragicznych konsekwencji.
Zwróć szczególną uwagę na ów brzemienny w skutkach paradoks: Reformatorzy liturgiczni często proponują dostosowanie form liturgicznych do lokalnych kultów, a jednocześnie krytykują ludową pobożność. Wywracają wszystko do góry nogami: dobre współistnienie tubylczej i katolickiej kultury odrzucają, a proponują w zamian złe, prowadzące nie tylko do rozmycia katolickiej wiary, nie tylko do utraty jej przekonywalności, ale i do wspomnianej powyżej niechęci ludzi.
Magicznie pojmowana wiara?
Pobożności ludowej, zarzuca się często, że jest tylko powierzchownie katolicka, a tak naprawdę przechowuje głębokie pokłady wierzeń pogańskich, przedchrześcijańskich. Z zarzutem tym wiąże się również podważanie chrześcijaństwa na podstawie twierdzeń, że jest ono kompilacją wierzeń poprzednich. Tymczasem jest wręcz przeciwnie. Katolicyzm swą prawdziwość-odwieczność wręcz uzasadnia tym, że w dawnych religiach znajdują się jego „przeczucia”, co dobitnie wyraził kard. Ratzinger:

Oczyma wiary można już było rozpoznać Jego znak wpisany w kosmos od początku świata i w kosmosie ujrzeć potwierdzenie wiary w ukrzyżowanego Zbawiciela. Dzięki temu chrześcijanie wiedzieli równocześnie, iż drogi historii religii zawsze zmierzały do Chrystusa, że jej oczekiwanie, wyrażone w wielu obrazach, prowadziło właśnie do Niego. I odwrotnie, oznaczało to, iż filozofia i religia darowały wierze obrazy i myśli, w których dopiero mogła ona w pełni rozumieć siebie samą.1]
Mity czekały na Tego, w Którym przedmiot pragnień stał się rzeczywistością.
 BXVI Jezus z Nazaretu

Chrześcijaństwo, wg jego wyznawców spełnia pragnienia wyrażane w mitycznych obrazach i religiach poprzednich. Wypełnia je owym „Consummatum Est” wypowiedzianym przez Chrystusa na drzewie Krzyża… Ale wypełnia, a nie obala.
Chrystus przyniósł „Mit”, który był pierwszym i jedynym urzeczywistnieniem oczekiwań wyrażanych w mitach poprzednich. „Mit” Chrystusa nie jest fałszem – słusznym oczekiwaniem skierowanym w niewłaściwą stronę. Mit Chrystusa jest spełnieniem słusznego oczekiwania. Faktem. Prawdą. Ów „mit” tego oczekiwania nie obalił. Nie obalił, ale Wypełnił.
Nie obalajmy więc obrzędów, rytuałów, sakralnego uporządkowania symbolicznego czasu i przestrzeni podług ładu zorientowanego na Środek Świata- który na ziemi obecny jest w Eucharystii. Jest to wypełnienie pragnienia większości kultur w historii-pragnienia życia wokół takiego środka. I rzeczywiście ludy tradycyjne widziały taki środek symbolicznie w domu, wsi, świątyni, a ten środek uczestniczył wg nich w niebiosach z ich ponadczasowością.
Powróćmy do pragnień wyrażanych w mitycznych obrazach, bo inaczej nie zrozumiemy naprawdę tego, co na Chrystusowym Krzyżu zostało dopełnione! Nie wywróćmy tego jednak do góry nogami. Pokażmy za pomocą konkretnych form katolickich, że
To Krystus był prawdziwym Świętowitem
Swarożycem
P’erónem
który strzelił w ziemi pępek
zmiażdżył swego uzurpatora- Ojca Kłamstwa
umartwił się jak ziarno
by na powrót ożyć
a wszystkich nas ożywić i wyżywić
wyżywić i ożywić
Przyszedł
w ciele
i krwi
w materii
w Ciele, które jest naszym Wiecznym Chlebem
i
w Krwi,
która jest wiecznym napojem
Przymierza Doskonałego,
pobratymstwa,
w które Bóg pozwolił człowiekowi wstąpić,
zstępując pierwej w historię
w łono Niewiasty
w Piec Betlejemskiej Groty
w „Dom Chleba”- Tabernakulum
Hostię Wschodzącą Słońcem ponad blade zboże…
i błogosławi nam przez każde przeżegnane dłonią matki ciasto,
przez żar co kształt nadaje bezkształtnemu
z chaosu czyni kosmos, z ciasta bochen
z grzesznika w miłosierdzia ogniu
wypieka świętego
i błogosławi nam w okruchu chleba
wznoszonym z ziemi przez uszanowanie
dla darów nieba…
i Krystus
jak ten okruch
aż do ziemi spłynął
by wydać plon obfity,
by ją
na Drzewie Życia Krzyżowym,
na Palu świata w Paświska Wyrajów Niebieskich wydźwignąć,
wyznaczając Środek,
w którym ramiona czterech stron świata się
Krzyżują.
Środek, czyli sposób
Kulty Bogiń, Święte Gaje, Drzewa Życia, Pale Świata, Krwawe ofiary… Widocznie Bóg dał poganom glebę, żeby mogli przyjąć Ewangeliczne ziarno.
Owszem, ta gleba zapełniana była wśród pogan chwastem. Nie możemy jednak wraz z nim usuwać owej gleby! Chrystus przyniósł bowiem Ziarno na Chleb Życia Wiecznego i je na ową glebę rzucił! Wpisał je idąc na mękę Krzyżową, w mityczne obrazy Drzewa Życia, Pala Świata, Kosmicznej Zasady, Ofiary, Świętych Gajów, pobratymstwa przez spożycie ciała i wypicie Krwi… Negowanie tego prowadzi do tego, że Ziarno Ewangeliczne oddzielone od żyznej gleby nie wzrośnie. Wzrosną natomiast jeszcze bardziej chwasty pogańskich kultów…
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!
Proszę czekać...

Dodaj komentarz