Czasy irracjonalne

Żyjemy w czasach kompletnie irracjonalnych. W czasach w których większość ludzi nie tylko nie posługuje się rozumem, ale nawet tego po prostu nie chce robić. Doskonałym przykładem jest kwestia przymusowych szczepień, czyli sprawy w której niektórzy ludzie podzielili się (albo zostali podzieleni) na dwa obozy i tak im dobrze, choć bardzo niewiele z tego wynika dla nas.

Z jednej strony mamy tych porządnych obywateli, którzy oczywiście są za przymusowymi szczepieniami, bo to przecież oczywiste, że to nam wszystkim pomaga. Ta grupa stoi moralnie niżej od swoich antagonistów, bo odnosi się do tzw. anty-szczepionkowców często z wywyższeniem, a nawet z pogardą. W swoim przekonaniu stoi na straży oczywistej prawdy, co ją wewnętrznie usprawiedliwia i uspokaja. I rzeczywiście, trudno zaprzeczyć, że szczepionki pomogły zmniejszyć lub wyeliminować niektóre zachorowania, które w dawnych czasach były plagą. No ale żyjemy w czasach, w których myślenie jest już jakieś takie podejrzane, więc nikt nie prowadzi badań, a nawet jeśli, to nikt nie prezentuje wyników badań, które by to udowodniły w dzisiejszych czasach. Nie jest bowiem rozsądne zakładać, że szczepionki to tylko samo dobro i że każdą wymyśloną szczepionkę na każdą chorobę warto stosować. Na to potrzebne są dowody, ale tych w debacie publicznej nie ma.

Ludzie żyją coraz dłużej i chorują coraz rzadziej. Ale przecież nie tylko dzięki szczepionkom! Przede wszystkim, a jest to czynnik często w ogóle pomijany, niesamowicie podniósł się poziom higieny. Przeciętny dom czy mieszkanie dzisiaj jest często bardziej sterylne niż szpital 50 czy 100 lat temu. To znacznie ogranicza ryzyko zarażenia i jest jedną z głównych przyczyn zmniejszenia zachorowań na klasyczne choroby. Poza tym zwiększa się dostępność leków i ogólnie opieki medycznej. To też ma ogromne znaczenie. I tu po prostu narzuca się fundamentalne pytanie. Czy ktokolwiek pokazuje wyniki badań mówiące o tym, który z tych czynników jest najważniejszy? I to dla każdej choroby osobno. Czy ktokolwiek nawet się nad tym w debacie publicznej zastanawia? A to jest fundamentalna kwestia. Bo jeśli okaże się, że dla niektórych chorób mycie rąk jest znacznie ważniejsze od szczepień, a dla innej bez szczepienia ani rusz, to dopiero wtedy zaczęłaby by się jakaś sensowna dyskusja. A tak jest tylko ideologiczne pałkarstwo i podawanie dogmatów do wierzenia: „szczep się i nie zadawaj głupich pytań”.

Nie każdy człowiek w społeczeństwie lubi być traktowany jak dziecko. Pewien, nie tak duży ale jednak procent społeczeństwa, zadaje sobie pytania o sens szczepień.  Ta grupa ludzi stoi zwykle etycznie wyżej od oponentów, bo zwykle nie domaga się zakazu szczepień dla wszystkich, tylko zabiega o możliwość samodzielnego decydowania o sobie. W obliczu jednak zmasowanego terroru psychicznego stosowanego w mediach i powtarzanego potem przez wielu ludzi, samo poddawanie w wątpliwość i zastanawianie się nad sensem szczepień bywa okupione wpychaniem do społecznego kąta dla odmieńców. Z tej przyczyny część osób sobie odpuszcza, ale część zaostrza swoje stanowisko i swój opór przeciw wszystkiemu co usłyszy od drugiej strony. Bywa więc, że przesadnie interpretowane są przypadki powikłań po szczepieniach bywa, że zbyt łatwo przyjmowane są wszelkie argumenty przeciw szczepieniom – i racjonalne i nieracjonalne. Uczciwie mówiąc to trudno się temu dziwić, osoby te bowiem żyją w atmosferze zaszczucia i nietolerancji. Takie mamy marksistowskie czasy. Ale to niestety nie zmienia faktu, że zajmują się głównie wyszukiwaniem argumentów przeciw.

Ostatnio doskonały przykład pałkarstwa ideologicznego dostarczył National Geographic publikując artykuł o rosnącym w Europie zachorowaniu na ospę i kąśliwie „dziękując za to anty-szczepionkowcom”. Przytoczone zostały dane WHO (Światowej Organizacji Zdrowia) z których jednak autor – stojący jednoznacznie po stronie tych oświeconych pro-szczepionkowców – nie potrafił wyciągnąć żadnych sensownych wniosków. Z tych danych bowiem w ogóle nie wynikało, że jest to wzrost istotny (sam autor napisał, że nadal jesteśmy poniżej poziomu zachorowań w Europie 10 lat temu). Nie wynikało również wcale, że to wszystko wina straszliwych anty-szczepionkowców, bo wzrost był widoczny i w krajach w których szczepienia są obowiązkowe i w krajach w których nie ma takiego obowiązku. A na dokładkę okazało się, że w Polce nie ma ani jednego przypadku tej choroby, który nie został przywieziony z zagranicy, choć u nas też się na anty-szczepionkowców pomstuje przy każdej okazji. Jednym słowem kompletny irracjonalny bełkot, napisany jednak tak, by wywołać właściwe emocje: politowanie, a nawet złość na ludzi, przez których cierpią dzieci.

Na marginesie samo WHO też już sobie sumiennie zapracowało na to, by co najmniej z dużą rezerwą podchodzić do wszelkich alarmów epidemiologicznych, które ta organizacja ogłasza. Przykładowo, właśnie WHO podaje, że aby wyeliminować ryzyko epidemii poziom zaszczepienia w społeczeństwie powinien wynosić co najmniej 95%. Tak się jednak składa, że we wszystkich krajach zachodnich są takie choroby na które są szczepionki, ale tak duży procent osób nie jest i nigdy nie był zaszczepiony. A epidemii nie ma. Nawet ta jedna liczba podawana przez WHO jest wątpliwa, a co dopiero inne wskaźniki.

W jakiej więc znajdujemy się sytuacji? Z jednej strony zadufani w sobie pro-szczepionkowcy, z drugiej strony bardziej ludzcy, ale zacietrzewieni anty-szczepionkowcy. A pomiędzy tymi grupami 90% społeczeństwa, które dla świętego spokoju daje się szczepić na wszystko na co tylko jest przymus, choć w duchu pewnie też miewa wątpliwości. Najgorsze jest jednak to, że w tym całym sporze nikt nie prezentuje, ani nie domaga się podania jakichkolwiek rzetelnych badań i analiz. Nie ma powszechnej wiedzy na temat szczepień. I nie chodzi tu o szczegółowe analizy medyczne, nie chodzi o spektakularne przypadki, tylko ogólne wnioski. Mimo całego zamieszania my po prostu nie wiemy czy warto się na daną chorobę szczepić czy nie? Z jednej strony przypadki powikłań bywają nagłaśniane, ale nie są przecież powszechne i nie wiadomo jak duże stanową ryzyko. Z drugiej strony na te same choroby w jednym kraju są szczepienia obowiązkowe, w drugim dobrowolne, a w trzecim w ogóle nie są refundowane. Czyli Ministerstwa Zdrowia też nie są godne zaufania w tej kwestii. I choć tysiące profesorów, klinik i badań są przez ludzi finansowane w wielu krajach, to nadal nikt nie podaje fundamentalnej i wiarygodnej informacji – na co warto się szczepić, a na co nie warto i dlaczego. Pozostają domysły i poszukiwania odpowiedzi na własną rękę albo bierne posłuszeństwo.

Wydaje mi się, że częściowo za tą sytuację odpowiada demokratyzacja życia w krajach europejskich. Ludzie po prostu, tak jak podczas wyborów, już przestali się nawet zastanawiać nad faktami, przestali je cenić. Jedyne czym się przejmują to, żeby stanąć po jednej lub drugiej stronie i walić w przeciwnika. Robi się przy tym sporo zamieszania, bo angażuje się w tym przede wszystkim emocje. Z takiej walki można mieć sporo satysfakcji, niektórzy mogą nawet na tym zarobić, ale prawda w tym zamieszaniu umyka, a my jesteśmy pozostawieni w bardzo hałaśliwym ale zupełnie zaciemnionym pomieszczeniu.

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!
Proszę czekać...

Dodaj komentarz